poniedziałek, 20 maja 2013

One night in Bangkok!

                 Sobotnią noc spędziliśmy tym razem w gorącym Bangkoku. Gorącym nie tylko ze względu na panującą tam temperaturę, chociaż według Światowej Organizacji Meteorologicznej, to właśnie stolica Tajlandii jest najgorętszym miastem świata.

                W Tajlandii pojawiliśmy się trochę przez przypadek, bo mieliśmy tam przesiadkę, podczas lotu na Filipiny. O godzinie 18 wylądowaliśmy w Bangkoku, a o 10 następnego dnia mieliśmy wylot. Nie było się nad czym zastanawiać, od razu ustawiliśmy się w kolejce na granicy Tajlandii. Na szczęście nie potrzebowaliśmy wizy, więc przeprawa poszła szybko i gładko.

                Szaloną noc spędziliśmy w samym centrum stolicy, a dokładniej, na głośnej i kolorowej ulicy Khao San Road. To bardzo popularna okolica, będąca też ulubionym miejscem turystów. Pełno tu straganów z modnymi ubraniami (przecież H&M i inne zachodnie sklepy, często to właśnie tutaj produkują swoje kolekcje), salonów masażu tajskiego, masażu stóp oraz studiów tatuażu. Do tego mnóstwo głośnych knajpek, gdzie piwo prawie wszyscy zamawiają w wielolitrowych wieżach i przede wszystkim, aż roi się od straganów z ulicznym jedzeniem. Non stop coś syczy, skwierczy lub dymi się na prowizorycznych paleniskach. Można tutaj dostać smażone makarony, szaszłyki, owoce morza, ale też przeróżne robaki, szarańczę, karaluchy, małe skorpiony i żaby. Akurat z tych ostatnich Tomek poleca tylko żaby ;) Reszta to sama skorupa i tłuszcz, natomiast żabie udka smakują prawie jak kurczak.

                Oczywiście jedzenie, a przede wszystkim takie uliczne, trzeba czymś popić. Nam najbardziej przypadł do gustu stragan, gdzie sprzedawano koktajle – w szklankach i w wiaderkach. Wiaderko kamikaze kosztowało 18 zł, więc dlaczego by nie? Pojemność nie jest nam dokładnie znana, ale wydaje się, że w środku były dwa litry zmrożonego koktajlu.

                Od lat rząd Tajlandii walczy z szerzącą się na ulicach dużych miast prostytucją, szczególnie tą skierowaną do turystów. Od lat Tajlandia jest głównym celem dla seks-turystów z całego świata. Tu w Bangkoku, dalej są małe dzielnice „czerwonych latarni”, gdzie za 50 zł można wyjść z lokalu z wybraną przez siebie tancerką. Nawet na Khao San Road, po północy roiło się od skąpo i wyzywająco ubranych dziewczyn. Roiło się też od par: biało-tajskich. Zarówno dwudziestolatkowie jak i dojrzali mężczyźni, przechadzali się za rękę z młodziutkimi, wymalowanymi tajkami.

                Z ciekawych faktów o Bangkoku wyczytaliśmy, że na 6 milionów mieszkańców miasta (20 000 000 w całej aglomeracji)  zarejestrowanych jest 5,6 miliona samochodów… My ze względu na to, że przyjechaliśmy w nocy, korków na szczęście nie doświadczyliśmy, ale przechodzenie przez ulicę, na której jest 10 pasów ruchu robi wrażenie.

                Generalnie w Bangkoku ceny są podobne jak w Polsce (no, ubrania są tańsze ;) ).  Cała ta noc, kosztowała Nas około 250 złotych, plus jak się potem okazało na lotnisku, dodatkowo 140 złotych opłaty lotniskowej. Wynikało to z faktu, że powinniśmy czas przesiadki spędzić w strefie transferowej (w strefie bezcłowej), bez przekraczania granicy Tajlandii. Mimo wszystko było warto! Bangkok zrobił na Nas niesamowite wrażenie. Mówi się, że Bangkok można albo pokochać albo znienawidzić  – my należymy raczej do tej pierwszej grupy :)
























3 komentarze:

  1. najbardziej smakowy i soczysty wpis!

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Tajowie przyjeżdżając do Polski pewnie fotografują flaczki, tatara, golonko i zachwycają się zapachem i smakiem ogórków i kapusty kiszonej :). Ogladając wasze zdjęcia ślinka płynie do ust,kolory potraw znakomite wyobrażam sobie jak pachnie Khao San Road. Wiecie, że nie lubię miast, przerażają mnie zbiorowiska ludzi, tłok, wszechobecna bieda. Pogoń za ciągłym wzrostem, gromadzeniem rzeczy nie oznacza rozwoju, bardziej widzę zmierzanie w otchłań. Kilka dni temu w TV było "Siedem lat w Tybecie" - wolę Himalaje z pierwszej połowy XX wieku. Teraz jest " Wszystko za życie" film, który oglądaliśmy razem przed waszym wyjazdem. Przyroda Alaski, zbieranie wspomnień, poleganie tylko na sobie, wolność - to moje klimaty. RK

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzimy ,że zakochaliście się w Bangkoku szczególnie ze względu na te chłodne wiaderka i kolorowe kominy , po których tak pięknie Wam błyszczą oczka. Pozdrawiamy MMK

    OdpowiedzUsuń