Obywatele
Polski nie potrzebują wiz na Filipiny, jeśli przyjeżdżają turystycznie na czas
do trzech tygodni, dlatego też, Nowożeńcy zagościli na wyspach dokładnie 20
dni. Większość czasu poświęciliśmy na
island hopping– zaliczyliśmy 15 wysp, a to tylko dwa promile z tutejszych 7107
skrawków lądu.
Czy
Filipiny to jest raj na Ziemi? W pewnym sensie może to być raj, ale Naszym
zdaniem, tylko na krótki wakacyjny pobyt (tak jak np. wyjazd poślubny). Nam zdarzało
się już trochę nudzić po dwóch, trzech dniach spędzonych w jednej miejscowości.
Wiadomo, leżenie na plaży czy pływanie to super przyjemności, ale ile można? Niektórzy mogą i to tygodniami, miesiącami, a nawet latami, codziennie
spotykaliśmy wielu białych facetów, którzy zostawali tutaj na długi czas. Przede
wszystkim to Amerykanie, Skandynawowie, Niemcy, ale poznaliśmy też i obywatela
Liechtensteinu. Większość z tych mężczyzn, już grubo po pięćdziesiątce. Ci, którzy
są tutaj na stałe, przywieźli swoje pieniądze, wybudowali mniejsze lub większe
resorty i żyją w nich, wraz ze swoimi Filipinkami, które zmieniają sobie co
jakiś czas…
Od rana przyglądaliśmy się dziesiątkom
białych facetów, głownie po 50, po 60 i może więcej, którzy wypoczywają na
Filipinach, ze względu na panujący tu klimat jak i ze względu na młodziutkie dziewczyny.
Filipiny są jednym z najbardziej skażonych prostytucją krajów świata, a ilość
nieletnich pracujących w obszarze gospodarki seksualnej jest przerażająca.
Według przewodnika Lonley Planet z ok. 2003 roku, 75 000 dzieci, sprzedaje
swoje ciało na ulicach, natomiast według innych danych z 1999 roku na wyspach pracuje
400 000 prostytutek. Co parę minut mijaliśmy pary: biały facet w podeszłym
wieku idący za rękę z 16, może 20-latką. Wiadomo… oboje czerpią z tego
korzyści. A par biało-białych? Tylko w dużych kurortach turystycznych
widywało się czasami jedną dziennie… Szokujące, nawet w Bangkoku nie
widzieliśmy czegoś podobnego.
Czy Filipiny to raj? Nas oczarowały
i zachwyciły w 100 procentach, ale z całą pewnością nie jest to miejsce, gdzie moglibyśmy
spędzić resztę swojego życia. Będąc tutaj, często wspominaliśmy Polskę i nie
raz tęskniliśmy z tak szybkim i dobrym środkiem lokomocji jak PKP :). Filipińczycy
mogą Nam tylko pozazdrościć. Filipiny są idealne na chwilę, żeby wypocząć,
najeść się owoców morza, poopalać się, ponurkować… Odległość od Polski i
problem z dolotem (minimum dwie przesiadki + ceny od 3,5 do 5,5 tysięcy złotych
za bilety) sprawia jednak sporą trudność, żeby kogoś przekonywać do przylotu
właśnie tutaj. Jednak jeśli kiedykolwiek znajdziecie się w niedalekiej części
Azji, lub w Australii – warto zatrzymać się na Filipinach, przynajmniej na te
trzy tygodnie. My widzieliśmy tylko małą część Filipin – nie weszliśmy na
żaden wysoki wulkan, nie pływaliśmy podziemnymi rzekami oraz nie zwiedzaliśmy
starych zabytków. Tutaj jest jeszcze dużo, dużo więcej do zrobienia. It’s more
fun in the Philippines!
Co do kosztów, to wydawaliśmy
codziennie około 210 złotych na noclegi, jedzenie, transport i inne atrakcje.
Wybierane przez Nas noclegi nie były drogie, a jedzenie u lokalnych – bardzo
tanie, jednak dużo kosztował Nas transport na lądzie oraz z wyspy na wyspę. Do
tego, wycieczki na snorkeling kosztowały od 80 po ponad 100 złotych za parę
godzin! Razem wyszło Nam 4200 złotych + kupiliśmy wodoodporny aparat, który
mamy nadzieję sprzedać po powrocie do Polski – liczymy, że się zwróci, chociaż
w ponad połowie ;)
Przykładowe ceny na Filipinach
to:
Nocleg*: 30 – 90 zł
Zupa w restauracji: 6 do 12 zł
II danie w restauracji: 16 do 40
zł
Przekąska na ulicy: 0,80 do 4 zł
Woda 1l: 0,80 do 2,50 zł
Cola 0,237: 0,75 do 2,10 zł
Piwo 1 litr: 7,5 zł
Rum 0,7l: 5 zł
Łódka na snorkeling (4h): 85 zł
Przejazd 8km tricyclem: 0,67 zł
Przejazd 140km autobusem z AC i
WiFi: 14 złotych
*- ceny zupełnie nieadekwatne do
standardu. Domek na plaży w Bantayan kosztował 40zł, a najgorsza nora z
karaluchami przy wulkanie Tal była prawie za 90zł.
Filipińska jazda
Postanowiliśmy też poświęcić osobną część posta filipińskim środkom transportu, ponieważ
są one zupełnie oryginalne i chyba nie do zobaczenia nigdzie indziej. Ciężko
powiedzieć ile z nich zostało wykonanych w garażu, albo pospawanych na
chodniku, a ile wyjechało z fabryki. Wiemy, że ich fabryki, podobno gdzieś istnieją.
Zarówno Jeepney’e jak i tricycle, z jednej strony są podobne, ale też na każdym
rogu ulicy można zobaczyć zupełnie inne warianty. Jest tylko jedna rzecz, która
przede wszystkim od początku bardzo Nam się nie podobała – "Filipińczycy nie potrafią chodzić" – nie ma tutaj żadnych przystanków. Filipińczycy potrafią stać
przy głównej drodze co 50 – 100 metrów i machać kolejno do jeepney’a. Czyli
zawsze średnia prędkość na Naszych trasach tutaj wynosiła ok 20 km/h. To samo
tyczy się wysiadania – każdy chce zatrzymać się akurat przed swoim domem.
JEEPNEY
Jeepney
to najbardziej osobliwy i uroczy środek lokomocji tutaj. Jest też bardzo
popularny i gwarantuje najtańszy, zbiorowy przejazd. Ceny wahają się od 7
pesos (56 groszy) do 25 pesos za przejazd 45 minutowy. Jeepney’e są różnych
długości, do krótszych mieści się około 24 siedząc + 3 u kierowcy + 1 kierowca.
Raz jechaliśmy nawet kurs 45 minutowy, w którym przez większość czasu liczba
pasażerów przekraczała 40 osób. W sytuacji, gdy pojazd jest przeładowany z
dachu ściągane są drewniane taborety – koziołki i ludzie siadają w środowej
alejce. Zawsze dwie lub trzy osoby jadą też „na doczepkę” trzymając się tylko
barierek i wystając poza pojazdem. Na dłuższe trasy można też wykorzystać typowo
azjatyckie miejsca do siedzenia – czyli dach. Moc jeepney’a jest dla Nas nie
pojęta, mkną po ulicach szybciej niż motory. Forma płacenia najczęściej wygląda tak jak w ukraińskich marszrutkach – pieniądze podaje się do kolejnej osoby
siedzącej bliżej kierowcy, a ten wydaje resztę i ta z powrotem podawana jest do
pasażera (nie wiemy skąd wie ile ma wydać, kto gdzie jedzie i za ile…). By
zatrzymać się wystarczy popukać, np. w dach lub krzyknąć „para”.
TRICYCLE
To
rozwinięta forma motoru z bocznym wózkiem. Pojemność silnika to 150 – 155cc, ilość
pasażerów… do 6 osób + kierowca! Cenowo trochę droższe niż jeepney'e, i nie
zawsze szybsze. Niby nie zatrzymują się tak często jak jeepney'e, ale mają bardzo
duże problemy z podjazdami pod górkę. Pasażerowie w bocznym wózku zawsze mają
dach nad głową i szybę z przodu. Najgorzej gdy ta szyba jest brudna, bo wtedy
jedzie się jak w blaszanej puszcze.
TRIBICYLCE
To
rowerowa forma trójkołowca z bocznym wózkiem. Nie wiemy czy tania, bo po
przejeździe w Indiach rowerową rikszą zupełnie odechciało się Nam męczyć znowu kierowcę. Rower to zawsze mały BMX, a nad bocznym koszem znajduje parasol
chroniący przed równikowym słońcem.
VANY I AUTOBUSY
Van to
nowoczesna forma jeepney’a. Często też
jeżdżą busiki z klimatyzacją, a kursują one podobnie do jeżdżących po polskich
miastach mikrobusów. Autobusy tak samo jak vany i wszystkie inne filipińskie
formy transportu, zatrzymują się co skrzyżowanie żeby ktoś wsiadł lub wysiadł.
Co ciekawe, bardzo często mają wi-fi, klimatyzację i telewizory LCD z
amerykańskimi filmami.
BANGKA
Filipińskie
łodzie z bocznymi pływakami. Bardzo stabilne, a przez to i bezpieczne, choć pływanie
nimi nie należy do najtańszych. Szczególnie dotyczy to wynajmowania łódki na
krótkie dystanse, np. trip snorkelingowy. Za przepłynięcie paru kilometrów (5
km ?!) płaciło się zazwyczaj ok. 80 złotych i to po wielkim targowaniu się.
Bangki mogą być dwu osobowe i bez silnika, ale tak samo mogą być 40-osobowe i pływać
jako promy pasażerskie na regularnych trasach. Oczywiście w przypadku
płynięcia promem cena jest dużo niższa od tej, gdy płynie się prywatną łódką.
Skoro w pierwszym temacie poruszyliście już temat promili...jak tam z alko?
OdpowiedzUsuńCo się piło na Filipinach? ale tak na co dzień, nie od święta na plaży :)
To raz, a dwa... Jeżeli chodzi o tricycle...istnieje jakieś ograniczenie wagowe?
Hahaha... no właśnie Anek, takie drinki to nie były od święta na plaży. Boracay Rum Coconut (od 6 do 8zł za butelkę 700ml) z sokiem ananasowym (od 4 do 6 zł za ponad litrową puszkę) to była najtańsza impreza na Filipinach :). W knajpach ceny są jak w Polsce, drinki są bardzo drogie, więc lepiej wybrać sklep. Jeśli chodzi o piwo to Red Horse lub San Miguel (od 6-8zł za litrową butlę) :). Filipińczycy lubią alkohol, więc jest on łatwo dostępny w powszechnie spożywany :). Jeśli chodzi o tricycle to absolutnie nie ma ograniczeń wagowych. Ludzi wpakują tam tyle ile się zmieści do tego na dachu jakieś wielkie bagaże, nie wiem jak to jest możliwe, ale ten motorek jakoś (chociaż czasem ledwo ledwo) daje radę :) To jest Azja :).
OdpowiedzUsuńlitrowy San Miguel, to brzmi dobrze :)
OdpowiedzUsuńBo tak sobie pomyślałam, że może na Filipinach nie ma grubasków [stąd pytanie o motorki], że może klimat sprzyja, czy coś. Ale Azja to Azja.
Witajcie podróżnicy,
OdpowiedzUsuńczytamy, oglądamy i pozytywnie zazdrościmy. Zaglądnęliśmy tu z nieznacznym opóżnieniem i jedziemy od dołu, od początku Waszej wyprawy. Piękne zdjęcia. Brawo !!! Z doświadczenia wiem, że zdjęcia to jedynie "przypominajka" dla wspomnień. Te zawsze są Wasze.Nigdy nie zginą. Piszcie, piszcie, piszcie.
Podziwiamy Waszą fantazję w takiej podróży. Życzymy szczęśliwych chwil i pięknych doznań.
Pozdrawiam,
Jacek z pokładu Fandango