niedziela, 15 września 2013

Valladolid

                Valladolid to kolejne miasto, które bardzo Nasz urzekło. Jest spokojne, ładnie i nie ma tłumu turysów. Oglądamy właśnie taki Meksyk jaki sobie wymarzyliśmy, taki prawdziwy! Odkryliśmy tutaj lokalne stragany z pysznymi tacos, których skład to miks trzech różnych mięs, sałaty i meksykańskich sals za 6 opesos, czyli 1,50zł ;)

                Wypożyczyliśmy dzisiaj rowery na trzy godziny, żeby pojechać do pobliskich cenot, czyli studni krasowych. Weszliśmy do dwóch z nich: Xkeken i Samula, lecz tylko ta pierwsza Nam się podobała i w niej też się wykąpaliśmy. Woda była czysta i ciepa, a dookoła Nas pływały czarne ryby. Najlepszym doświadczeniem była możliwość pływania między schodzącymi aż do wody stalktytami. Różnobarwne oświetlenie punktowe między skałami, jak i pod wodą dodawało magicznego klimatu temu miejscu. Na pewno warto było się tu wybrać, lecz wizyta w drugiej podobnej cenocie już była dla Nas po prostu nudna.

                Do tego zaliczyliśmy kolejny przepiękny hostel na Naszej drodze, a wydawało się, że to te dwa poprzednie są najlepsze. Wygląda na to, że większość hosteli w Meksyku przypomina barwne ogrody. Jest mnóstwo żywych kolorów, każde krzesło czy stół jest w innym kolorze. Na zewnątrz wisi dużo typowych meksykańskich obrazków, przedstawiajacych przede wszystkim wesołe szkieletory. W gęstym ogrodzie, zawsze znajduje się kuchnia na otwartym powietrzu, a do okoła pomiędzy palmami rozwieszone są hamaki. Swoją drogą w suchym sezonie można je wynajmować tak jak miejsca w dormitorium, a bagaż zostawia się w skrzynkach zamykanych na kłódkę. Z głośników ukrytych gdzieś w tym gąszczu ciągle dochodzą dźwięki muzyki - albo wszechobecnego Boba Marleya, albo tradycyjnych meksykańskich rytmów.


                W ogóle Meksykańczycy są niesamowicie muzykalni - z prawie każdego sklepu spożywczego, każdej apteki czy każdego butiku z ubraniami dochodzi głośna meksykańska muzyka. Zawsze przy samych dzwiach lub czasem i na zewnątrz stoją duże kolumny, które mają zagłuszać konkurencję znajdującą się dzwi obok. Już nie raz się Nam zdarzyło, żeby kucharz, kelner czy sprzedawca deptał żywo latynoskie kroki. Tańczenie i śpiewanie jest normalnym zajęciem na zabijanie nudy przez tutejszych handlarzy. Jeden ze sprzedawców pamiątek na uboczu siedział sam na taborecie i śpiewał kolejno piosenki ze śpiewnika trzymanego w ręce. I jak tu nie pokochać Meksyku?! Hola Amigos ! ;) 
















3 komentarze:

  1. jak się mają tajfuny Ingrid i Manuel do Was?
    krzyżują plany, zatrzymujecie się gdzieś na dłużej niż planowaliście? zmieniacie trasę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak się mają, że dowiedzieliśmy się o nich z Polski :) Tam, gdzie jesteśmy nie ma nawet większego wiatru, ani deszczu. Dość szybko oddaliliśmy się od wybrzeża w bardziej górzyste tereny, a jutro wjeżdżamy do Gwatemali :) Planów nie musieliśmy zmieniać i oby tak dalej :) Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  3. cieszy mnie to ogromnie, szerokiej więc! ;*

    OdpowiedzUsuń